czwartek, 16 maja 2013

Karnalitowe Czarne Błoto z Morza Martwego BingoSpa - recenzja jah-stina.blogspot.com

Tytułowy produkt testuję już jakiś okres czasu. Właściwie mam go od lutego, jednak testowanie rozpoczęłam odrobinkę później z powodu choroby Czekoladki. Dlaczego zdecydowałam się akurat na błoto? Do tej pory nie miałam problemu ze swoją skórą - nie wiedziałam co to cellulit, czy rozstępy. Dopiero po porodzie zaobserwowałam pewne zmiany, które zaczęły mnie niepokoić. Najpierw pojawiły się rozstępy na wewnętrznej stronie prawego uda {chociaż tyle, że brzuch oszczędziły}. Z początku je bagatelizowałam, ale problem zamiast 'stać w miejscu', zaczął się powiększać. Dodatkowo moje uda zaatakowała 'pomarańczowa skórka', która do tej pory także była dla mnie łaskawa. Nie była ona jakaś bardzo widoczna, ale podczas chodzenia, czy szczypania skóry łatwo można było ją zaobserwować. To były główne powody rozpoczęcia mojej walki o piękne ciało.
Karnalitowe Czarne Błoto z Morza Martwego BingoSpa
cellulitem próbowałam się rozprawić przy pomocy ćwiczeń fizycznych, jednak w moim przypadku postęp nie był zadowalający, dlatego zdecydowałam się na mocniejszy atak. Z pomocą przyszedł mi sklep Naturica.pl, który w swojej ofercie ma mnóstwo 'artylerii antycellulitowej i antyrozstępowej'. Właściwie jest tego tyle, że człowiek dostaje oczopląsu, ale po konsultacji {jak wiecie nadal karmię piersią, więc wiele produktów przeciwko cellulitowi i rozstępom wciąż jest dla mnie ZAKAZANYCH - wszelkie produkty, które mają w składzie algi są niewskazane dla kobiet w ciąży i karmiących. Algi zawierają sporo jodu, który może przenikać do pokarmu. Również zaleca się niestosowanie produktów z l-karnityną. Naprawdę warto na to zwrócić uwagę. Tak, więc czytamy etykiety! :)}, zdecydowałam się na 100% naturalne błoto z Morza Martwego i jeszcze jeden produkt, o którym wkrótce więcej {jako, że zdecydowałam się na dwa produkty, postanowiłam nie łączyć ich ze sobą, tylko poczekać aż skończę jeden 'test', by zrobić następny, tak by mieć lepsze rozeznanie w temacie}.
Dzisiaj chciałam przybliżyć Wam tytułowe błoto z Morza Martwego. Pomaga ono m.in. przy trądziku młodzieńczym i różowatym, łojotoku, pomaga zlikwidować bóle stawów, mięśni itp. Zachęcam do poczytania więcej o właściwościach błota KLIK.
Co 'mówi' o nim sam producent?
Na opakowaniu znajduje się informacja o tym, iż błoto można stosować jako maseczkę na skórę, na włosy, na skórę głowy lub na całe ciało. Ja zdecydowałam się na ostatnią opcję :) Producent umieścił także ostrzeżenie mówiące o tym, iż zaczerwienie oraz lekkie pieczenie skóry jest normalnym objawem działania błota. 

Opakowanie jest duże - 650g - i ciekawie skonstruowane {posiada dwie pokrywki - nakrętkę i przykrywkę, która chroni błoto przed rozlaniem/wysychaniem}.
Kilka słów o samym błocie:
Przed nałożeniem błota, należy je dokładnie wymieszać {w środku jest już dodana woda}, następnie podgrzać i nałożyć na wybrane partie ciała. Ja nakładałam je w gumowych rękawiczkach, chociaż nie jest to koniecznie {błoto schodzi bez problemów ze skóry} i owijam się folią spożywczą.

Zapach: błoto pachnie... błotem. I dobrze. Świadczy to tylko o tym, że nie zawiera żadnych chemikaliów, czy konserwantów. 

Konsystencja: po dokładnym wymieszaniu, błoto ma odpowiednią konsystencję, nie jest ani za wodniste, ani za twarde. Łatwo rozsmarowuje się na ciele, nie spływa z ciała, ani za szybko nie wysycha. Po nałożeniu ciało owijałam folią, w celu zwiększenia działania :)

Odczucia po nałożeniu: Nooo... Troszkę piekło, ale do wytrzymania. Uczucie to mogę porównać, do podrażniania skóry po goleniu, czyli nic strasznego. Producent wspomina o zrobieniu testu alergicznego na małym odcinku skóry. U mnie nie pojawiły się żadne niepożądane działania.

Odczucia po zmyciu błota: Tak, jak wspominałam - błoto fajnie schodzi, nie brudzi wanny/kabiny prysznicowej, a tym bardziej ciała. Skóra po zastosowaniu błota jest meeeeeeeeeega mięciutka, nawilżona i delikatna w dotyku. Jak u niemowlaka. Serio! Naprawdę byłam pod wrażeniem.

Zaobserwowane zmiany po 6 tygodniach stosowania: Tak, jak pisałam na początku. Na moim prawym udzie pojawiły się rozstępy. Mam kilka starych, białych rozstępów i kilka nowo powstałych. Po ponad miesiącu stosowania błota nowe rozstępy praktycznie zniknęły {delikatnie widać je pod światło}, natomiast białe delikatnie się wyrównały. Wiem, że te drugie są już bliznami, dlatego nie oczekiwałam wobec nich cudów, ale to, co błoto 'zrobiło' z moimi świeżymi rozstępami przeszło moje najśmielsze oczekiwania.

W przypadku cellulitu - nie ma go! Nie ściemniam. Naprawdę mam pupę, jak ta lala :) Czy siedzę, czy stoję, czy idę. Nie mam już pomarańczowej skórki :)

Minusy błota: Szczerze? Nie zaobserwowałam. Komuś może przeszkadzać zapach, chociaż jak dla mnie jest on obojętny. Właściwie to nawet go nie czułam.

Jestem przekonana, że przedłużę swoje testy - dla tak delikatnej i miękkiej skóry warto poczuć się jak ofoliowany błotny boczuś :)

Polecam - nie tylko jako pogromcę cellulitu :)

Autorka opinii: jah-stina.blogspot.com

 

0 komentarze:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...